
Plan na dzień był prosty: kolejką linową z Ehrwald, potem „niedługi spacer” do Seebensee, a na koniec piknik z widokiem na góry. Co mogło pójść nie tak? W sumie... nic. Ale też nic nie poszło zgodnie z planem.
Etap 1: Kolejka linowa – test nerwów i termoizolacji
Już na dole zorientowaliśmy się, że będzie ciepło. W sensie: upał jak na patelni, a nie „ciepło, bo to lato”. Dziadek spojrzał w niebo, przetarł czoło i stwierdził, że wziął kurtkę przeciwdeszczową „na wszelki wypadek”, która wylądowała w plecaku, a potem robiła za poduszkę.
Kolejka ruszyła. Leo (jedyny wnuk, za to bardzo ruchliwy) był zachwycony:
– „Łoooooo! Lecimy!”
Babcia – nieco mniej:
– „Ja nie lecę, ja się modlę.”
Etap 2: Schronisko – czyli koniec dla niektórych, początek legendy dla innych
Z górnej stacji ruszyliśmy dzielnie w stronę Seebensee. Po dwóch godzinach marszu w skwarze dziadek ogłosił, że „będzie dowodził piknikiem przy schronisku, bo ktoś musi pilnować kawy”. Leo nie protestował, bo już przymierzał się do kocyka w cieniu. Babcia próbowała jeszcze utrzymać resztę grupy w marszowym duchu, ale upał był bezlitosny – szlakiem ruszył tylko Hubi i babcia Izia(rodzinny piechur z genem niestrudzonej kozicy).
Reszta urządziła piknik strategiczny przy schronisku: koc, kanapki, termos, widok – wszystko w stylu „alpejski chillout z dziadkiem na straży ciasteczek”.
Etap 3: Wyprawa na Seebensee – Babcia i Hubi w wersji heroicznej
Babcia i Hubi pomaszerowali dalej – z determinacją, zapasem wody i podejściem w stylu: „Jak nie teraz, to kiedy?”
Szlak był piękny, ale słońce prażyło niemiłosiernie. Hubi w tempie spokojnego, ale nieubłaganego czołgu, Babcia jak młoda kozica przelatywała z kamienia na kamień.
Po pół godzinie, spaleni słońcem, ale dumni jak po wejściu na Mount Everest, dotarli do jeziora. Seebensee leżało spokojne, turkusowe i chłodne, jakby mówiło: „Dobrze, że przyszliście, nikt inny dziś nie dałby rady.
Etap 4: Powrót i spotkanie z piknikową ekipą
W drodze powrotnej Hubi śpiewał coś, co brzmiało jak alpejskie techno, a babcia marzyła o chłodnym prysznicu. Przy schronisku reszta rodziny przyjęła ich jak bohaterów – babcia dostała tytuł "Zdobywczyni Seebensee 2025",
Podsumowanie wyprawy:
✅ Do jeziora dotarli tylko najwytrwalsi
✅ Reszta zorganizowała niezły piknik z widokiem
✅ Leo odpoczął i miał siłę na powrót
✅ Dziadzia zdrzemnął się na kocu, twierdząc, że „to była forma medytacji”
✅ I tak wszyscy byli zadowoleni
Morał? Czasem warto podzielić się na ekipy – jedna zdobędzie szczyt, druga zdobędzie ciasteczka i kanapki. Wszyscy wygrani.
W drodze do jeziora Seebensee
Dodaj komentarz
Komentarze
Relacja jaka was łączy to najpiękniejsza wygrana. To Widać na każdym z Waszych zdjęć . Czekam na kolejne podróże 🥰
Dziękujemy za odwiedziny 🤩
Podróży do tej pory było bez liku. Teraz mamy zagwozdkę. Wrzucać nowe, czy cofać się i dorzucać też stare 🧐🤔
Ale super pomysl! Bede sledzil rodzinne wycieczki! Czekam na wiecej! Pozdrawiam xx
Dziękujemy za odwiedziny.😊 Postaramy się systematycznie dodawać posty.